Ze stronami internetowymi to naprawdę jest tak, jak ze wszystkim w życiu 🙂
Z kopiami zapasowymi też, zobaczycie 🙂
No… są to kopie, które się robi na zapas 🙂 (nie do wiary, nie? ;))
A po co robimy kopie dokumentów?
Po co na przykład robiliśmy swego czasu kserokopie składanych do skarbówki PITów?
Ano żeby mieć, jakby oryginały zginęły, zniszczyły się czy cokolwiek, albo jakby się ktoś tam doczytał czego innego, niż było, albo jakbyśmy sami potrzebowali kiedyś informacji z tego PITa.
Albo po prostu tak o, dla spokojności, żeby mieć 😉
Tak samo robimy przecież kopie różnych innych ważnych rzeczy – kserujemy albo focimy ważne wyniki badań, żeby mieć duplikat, ważne numery telefonów zapisujemy nie tylko w kalendarzu, ale też w telefonie, na wypadek gdyby jedno albo drugie gdzieś nam przepadło, pobieramy odpisy aktów sądowych i tak dalej.
Wiele osób robi też kopie zapasowe ważnych plików, które ma na komputerze (jeśli nie robicie – polecam :)).
Ja najistotniejsze rzeczy, których odtworzenie byłoby dla mnie trudne (na przykład wysłane deklaracje podatkowe albo dane z programu do księgowości) kopiuję nawet dwukrotnie i trzymam w różnych miejscach – na moim zewnętrznym dysku, ale też w niezależnej od mojego komputera chmurze 🙂
Jeśli nasza strona jest dla nas ważna, też warto regularnie robić jej kopie 🙂
To samo co na przykład z danymi z komputera. Może się zdarzyć, że się komputer zepsuje i dysk twardy umrze razem z danymi. Może w Twój dom pierdutnąć piorun (tfu tfu!) i zjarać wszystko podłączone do prądu. Może się ktoś włamać i ukraść komputer. Możesz wreszcie sama przez pomyłkę coś sobie usunąć.
Z hostingiem jest w pewnym sensie podobnie, bo z lekcji o hostingu wiesz dobrze, że hosting, na którym zapisana jest Twoja strona, to jest po prostu specjalny komputer wypożyczany Tobie, żebyś mogła swoją stronę bezpiecznie na cały świat udostępniać.
A skoro to jest rzecz, to może się zepsuć, tak jak wszystko.
Dla uspokojenia i uczciwości dodam tutaj, że tak jak pacnięcia piorunem w budynki mieszkalne nie są jakieś powszechne, tak i awarie u hostingodawców nie są codziennością. Tak naprawdę są ultrarzadkie i zapewniam Was, że łatwiej jest ukraść coś z najporządniej zabezpieczonej chaty, niż z serwerowni 🙂
Tu zapewne jakiś właściciel hostingu mógłby Wam więcej opowiedzieć, jeśli to nie tajne przez poufne, ale serwerownie to nie są ogólnie jakieś piwniczne pakamery, gdzie zamknięty na skobelek siedzi Pan Zenek z petem w kąciku ust i pilnuje, żeby się nikt nie włamał ani nic nie spłonęło 😉
To jest wszystko tak zorganizowane i pilnowane, że mucha nie siada. Serwerownie dużych firm są często w wielu lokalizacjach, to znaczy w jednej są serwery w ilości DUŻO 😃, a w drugich kopie tego, co na pierwszych serwerach. Te wszystkie dane są jakoś synchronizowane na bieżąco i jakaś inna magia bywa nad nimi odprawiana, żeby właśnie na jednym było to samo, co na drugim i żeby się w razie czego dało bezboleśnie przełączyć jedno na drugie 🙂
Adresy wszelkie znają tylko administratorzy i szychy u samej góry zapewne, ale wiadomo, że zapasowe serwerownie są przynajmniej na drugim końcu miasta, żeby były bezpieczne, gdyby na pierwszą połowę miasta zrobiono choćby nalot bombowy (co w obecnej rzeczywistości wcale nie jest ani ciut zabawne w sumie, choć jeszcze dwa lata temu – trochę było…). I wszystko tam jest pilnowane tak, że administratorzy tych tam serwerów dostają info nawet jak temperatura w serwerowni wzrośnie o 1 stopień Celsjusza 🙂
Także w czasie letnich czilałtów na działeczce trza się umawiać z innymi administratorami, kto ma dziś prawo do piwka, żeby w razie potrzeby chociaż jeden mógł jechać i sprawdzić czo tam z tą temperaturą czy wilgotnością się wyprawia 🙂
Generalnie więc można uznać, że takie fizyczne zniszczenia komputerów hostingodawcy są raczej mało możliwe. Dużo mniej, niż zniszczenie domowego kompa (do mojego kiedyś kot nasikał i spalił bebechy, więc sami rozumiecie… u hostingodawcy się to nie zdarza ;))
To, że coś się zdarza ultrarzadko, to nie znaczy, że się nie zdarza.
Jakieś cztery lata temu na przykład miała miejsce gigantyczna awaria OVH. Mieli wyjątkowego niefarta, to trzeba przyznać, ale efektem tego pół internetu w Europie przestało działać – od stron Biedronki, po Playboya, tak Jakdojadę, jak i PKP, Bonito, Shoplo, Kwejk… no generalnie serio – mało co działało 😃
OVH oczywiście szybko ogarnęło (jak na taką awarię, 4h to szybko moim zdaniem), przywróciło dane (mnie nic nie zginęło, ale miałam u nich tylko pocztę, którą i tak na bieżąco ściągam na kompa), ale trwoga była 😉
I potem drugi raz, kiedy to nieszczęsne OVH płonęło znów, bo jakoś nie mają szczęścia w tej materii 😉 Ale dane znów w większości przywrócili.
Gorzej skończyło się jeszcze wcześniej dla Klientów innej firmy – hostingu, który po prostu… upadł, a potem się zmył.
A co ze stronami Klientów?
Cóż… jeśli mieli własną kopie zapasową, to sobie mogli stronę odtworzyć gdzieś indziej. Jeśli nie – to duży peszek, stracili ją bezpowrotnie.
Historia jest długa i barwna, kogo zaciekawi, temu polecam artykuł Jak nie prowadzić firmy hostingowej – studium przypadku.
Bo ja tu już totalnej dygresji ciągnąć nie chcę 🙂
Wniosek z tego w każdym razie taki – fuckupy nie zdarzają się często, ale jak się zdarzą, to nie będzie nas przecież obchodzić, że szanse były małe, tylko że trafiło akurat na nas 😃
‼️ Wiec kopię zapasową warto jednak zawsze mieć 🙂
Zwłaszcza, że szanse na awarię u hostingodawcy są i tak znacznie mniejsze niż to, że sami sobie awarię stworzymy we własnym zakresie 😃
I to też nie jest tak, że się to dzieje codziennie, spokojna głowa, ale nie zliczę ile razy przez ostatnie kilkanaście lat prowadzenia swoich stron na własne życzenie wysłałam je w kosmos 😃
Wiecie… robiłam rzeczy, które nie miały się prawa udać i wystarczyło pomyśleć 5 minut, żeby dojść do tego genialnego wniosku, ale niestety – rączki zadziałały szybciej niż mózgowniczka i… bum! 😉
Tak czy siak, treści były do odzyskania w większości, bo nic w internecie nie ginie i nasze strony przechowuje często choćby Wayback Machine 🙂 (wiedzieliście?)
Natomiast treści to jedno, a odtworzenie samej strony i struktury to i tak kupa roboty. Gdy za którymś razem przyszło mi tak na piechotę odzyskiwać kilka lat prowadzonego bloga, nauczyłam się raz na zawsze robić kopie zapasowe i Wam też polecam 🙂
➡️ bo czasem zdarzy nam się samym coś popsuć. Spokojniej się pracuje nad zmianami, gdy wiadomo, że można w razie czego stan sprzed zmian łatwo odtworzyć i zacząć od nowa 🙂
➡️ bo bywa, że ktoś nam coś popsuje – mam tu na myśli współpracownika, ale też infekcje. Ataki na strony internetowe (wszelkie) są częste, udane włamy są rzadkie, ale znów – zdarzają się i warto się ubezpieczyć, zwłaszcza że posiadanie kopii zapasowej, jak się okaże, to nie jest jakiś wielki wysiłek 🙂
Jest nawet takie powiedzenie:
Ludzie dzielą się na tych, którzy robią kopie zapasowe i na tych, którzy dopiero będą je robić 😉
Przeważnie – nauczeni złym doświadczeniem 😃
Choć mam nadzieję, że ja Was przekonam, abyście się mogli uczyć na błędach innych osób (w tym: na moich 😂🙊🙈), a nie na swoich własnych 🙂
I po prostu dzięki kopiom zapasowym w pracy nad swoimi stronami odczuwać wielki spokój 🙂
Ten kurs jest i zawsze będzie dla Was DARMOWY,
bo wierzę wiem, że warto sobie pomagać ❤
Totalnie nie musisz za nic płacić, ale jeśli masz chęć, możesz postawić mi kawę ☕
Wypiję ją za sukces Twojej strony!